środa, 11 września, 2024

Bombą w Napoleona

Podstawowym orężem większości europejskich zamachowców wszelkich opcji w II połowie XIX wieku stała się bomba, a w zasadzie bomba Orsiniego – zwana tak od karbonariusza Feliksa Orsiniego, który zrodził jej ideę i w 1858 jako pierwszy nią cisnął w cesarza Napoleona III, nie do końca skutecznie.

W sensie technologicznym bomba jak najbardziej eksplodowała i zginęło 10 osób, a rannych było prawie 200, ale w sensie zamiaru nieskutecznie, bo akurat Napoleon III przeżył niedraśnięty (w przeciwieństwie do Orsiniego, który został ujęty i krótko później zupełnie stracił głowę do konspirowania. Dosłownie). Francuski wymiar sprawiedliwości i jego żelazna pięść wymierzyła sprawiedliwość rekordowo szybko. Orsini dokonał zamachu 14 stycznia 1858, ujęto go następnego dnia (nie bardzo uciekał, bo sam został ranny od swojej bomby), skazano go na śmierć 26 lutego (zresztą po sprawiedliwym, choć tylko trzydniowym procesie, z udziałem wybitnego obrońcy, zezwoleniem na wszelkich świadków etc.), a pod gilotyną uklęknął 13 marca; teraz coś takiego trudno aż sobie wyobrazić.

Podobnie jak wcześniejsze bomby tego rodzaju – znane choćby z karykatur przedstawiających anarchistów aż do dziś – była po prostu skorupą odlaną z żeliwa lub brązu i wypełnioną materiałem wybuchowym. Novum było zastąpienie zapalnika lontowego – o którym nigdy nie było wiadomo, czy w ogóle zdetonuje, a jeśli tak, to kiedy – szeregiem najeżonych zapalników uderzeniowych z piorunianem rtęci, tak żeby wybuchło od uderzenia którąkolwiek stroną o cokolwiek. I faktycznie sie udało; bomby wybuchały prawie zawsze kiedy trzeba, a nawet częściej, kiedy zamachowiec np. nieszczęśliwie się potknął, za szybko wsadził rękę do kieszeni z bombą, albo w czasie zamachu za mocno się zamachnął i zapalniki uznały za stosowne zdetonować już wtedy, wskutek bezwładności.

Bomby Orsiniego produkowali różni rewolucjoniści jak świat długi i szeroki w najrozmaitszych konfiguracjach i lokalnych odmianach, ale zasadniczo na tej samej zasadzie. Problemem oczywiście był ładunek wybuchowy – jak bombę elaborowano zwykłym prochem czarnym lub piroksyliną (bawełna strzelniczą), to siła wybuchy była czasem zbyt mała; jak dawano do środka czysty piorunian rtęci albo nitroglicerynę, to było niebezpieczeństwo, ze wybuchnie w dosłownie każdej chwili przy produkcji lub przenoszeniu. A jak już się pojawiły nowocześniejsze, bardziej stabilne materiały – jak np. zwykły dynamit – to akurat bomby Orsiniego pod koniec XIX wieku zaczęły z mody wychodzić jako przestarzałe, bo zaczęto robić nowocześniejsze zapalniki, a przy okazji straty marszowe zamachowców poważnie spadły.

Akcentem polskim był zamach przy użyciu bomb Orsiniego na namiestnika, jenerała Fiodora F. Berga na warszawskim Nowym Świecie 18 września 1863; nie wiadomo na pewno, kto je wyprodukował – na rysunkach policyjnych przypomnianą modele znane z Niemiec – i czym były elaborowanie (wbrew późniejszym źródłom, na pewno nie „dynamitem”, bo takowego jeszcze wtedy nie wymyślono; być może była to nitrogliceryna „wsiąknięta” w co innego). Jak w większości podobnych zamachów, jego cel przeżył; poległ jeden koń i fortepian Chopina wyrzucony przez kozaków w trakcie pacyfikacji kamienicy z której bomby rzucono, a następnie wyginęła większość polskich bezpośrednich wykonawców, choć tylko jeden złapany i stracony bezpośrednio w związku ze sprawą.

foto/wikipedia