
W gry nie gram. Tematyka, fabuła jest mi całkiem obca. Do „Fallout’a” podchodziłam jak pies do jeża, długo wahając się, czy warto. I otóż warto. Nie jest to film dla każdego, ale jak ktoś lubi klimaty postapo ewentualnie jest ciekawy jak można opowiedzieć grę komputerową, to niech korzysta. Nie mam porównania do tego co w grze (z jednym wyjątkiem, kiedy mnie małżonek poprosił o pomoc w odkodowaniu hasła, co zrobiłam w minutę ), więc oceniam historię i świat jako byt odrębny. I powiem tak.
Historia jest kompletnie opowiedziana dawkując widzowi wiedzę, która go utrzyma przy ekranie. Jest ciekawa, uniwersum jest świetnie pokazane – we wszystkich liniach czasowych. Sceny w retrospekcji są scenograficznie dopracowane bardzo dobrze. Jest może ciutkę przerysowań, ale to na plus. To co mnie zachwyciło, to muzyka. Ramin Djawadi zrobił robotę. Oprócz licencjonowanej muzyki jest jazz z połowy wieku są oryginalne partytury Marka Morgana, Matta Grubera, Devina Townsenda i Inona Zura. Ja się rozpływam po prostu.
Po „The Last of us” to jest kolejna dobrze opowiedziana historia końca czasów.
Warto.