piątek, 29 marca, 2024

Mustang Mach-E – czy to zamach na legendę?

Gdy w 2018 roku Ford ujawnił, że zapowiedziany rok wcześniej elektryczny crossover będzie inspirowany Mustangiem wśród fanów marki nastąpiło niemałe poruszenie, gdyż ich zdaniem była to kolejna już kontrowersyjna decyzja, po wprowadzeniu w VI generacji sportowego pony car’a silnika 2,3ECOBOOST. Zdawali się zapominać, że silnik tej pojemności pojawił się w Mustangu w czasach kryzysu paliwowego lat 70. Teraz w pewnym sensie również chodzi o zużycie paliwa i emisję. Zatem jaki naprawdę jest Mustang Mach-E?

Warto zacząć od tego, że wersje Mach 1 charakteryzowały się największą wygodą i najbogatszym wyposażeniem. Tutaj jest podobnie. Dostajemy do dyspozycji nowoczesny pojazd, który może być wyposażony w szereg systemów wsparcia kierowcy w tym kamery 360. Próżno tutaj szukać luksusowego wykończenia a spodziewać się możemy raczej z jednej strony poprawnych materiałów, takich jak ekoskóra przeszyta kontrastową nicią czy płótno o ciekawej fakturze a jednocześnie twardych plastików. Niemniej, znajdziemy kilka luksusowych „bajerów”, takich jak zastąpienie zewnętrznych klamek przyciskami czy otwieranie za pomocą kodu PIN. Na pokładzie może znaleźć się nagłośnienie Bang & Olufsen a system multimedialny wyposażono w bezprzewodowe połączenia Apple CarPlay i Android Auto. W kabinie panuje duża przestrzeń a efektu dopełnić może dach panoramiczny. Fotele są wygodne, a pozycja za kierownicą bardzo ergonomiczna.

Skoro formalności mamy za sobą, możemy przejść do najważniejszego – wrażeń z jazdy. Testowany egzemplarz to wersja „First Edition”, wyposażona w napęd na 4 koła i silniki o mocy 346KM i momencie obrotowym 580Nm. Zapewnia to sprint tego 2 tonowego auta do pierwszej setki w zaledwie 4,8 sekundy. Zasięg deklarowany przez producenta to 420km, jednak z powodu niekorzystnej aury pogodowej nie dane było nam tego sprawdzić. W temperaturach bliskich zera przy dynamicznej jeździe ilość dostępnych do pokonania kilometrów  była bliższa 300.

Auto zapewnia niewątpliwie dużą frajdę. Jest zrywne i sztywne, co pozwala na dynamiczne pokonywanie zakrętów. Nadmiar niutonometrów wyzwala tendencję do zarzucania tyłem – czyli jak na Mustanga wszystko w normie. Nieokiełznany dziki koń, gotów siać zament „na mieście”.

I chyba właśnie o to chodzi. Choć nadwoziowo, czy napędowo odchodzi od korzeni, to nadal jest to idealne auto na weekendowy wypad, czy rekreacyjną przejażdżkę dla przyjemności. Duży bagażnik i składana tylna kanapa powodują, że pojazd wbrew pozorom jest niezwykle funkcjonalny.

I gdyby nie niezwykle sztywne zawieszenie, to chciałoby się rzec, że to idealny kompromis do codziennego użytku. Oczywiście, gdyby zwiększyć komfort resorowania, to auto straciło by na właściwościach jezdnych, a musimy pamiętać, że to sportowiec z krwi i kości.

Dla fanów mocniejszych wrażeń, dostępna jest jeszcze mocniejsza wersja GT o mocy 480KM, która z pakietem Performance Edition może osiągać setkę w 3,5s.  Jeżeli natomiast, ktoś potrzebuje większego zasięgu na jednym ładowaniu, może sięgnąć po wersję z napędem wyłącznie na tylną oś, która przy mocy 290KM pozwala na przejechanie do 610km z baterią o pojemności 88kWh.

Wygląd auta to jego kolejna mocna strona – jaskrawe lakiery, muskularne linie, oraz DNA Mustanga – ogromna maska, charakterystyczne przednie i tylne światła, oraz boczna linia. To wszystko sprawia, że auto przyciąga spojrzenia i pozwala właścicielowi poczuć się wyjątkowo.

Auto do testów użyczył nam Big Auto Handel – Trójmiejski dealer marki Ford.

Zobacz również: