
O godz. 10.48 w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, dyżurny Ochotniczej Straży Pożarnej w Gdańsku Świbnie, otrzymał informację o sarnie, która rozpędzona wbiegła na skutą lodem rzekę i potrzebuje pomocy.
– Ze zgłoszenia wynikało, że na środku Martwej Wisły jest uwięziona w lodzie sarna i nie może się wydostać na brzeg – tłumaczy dyżurujący strażak z gdańskiego OSP.
Na ulicę Przegalińską pojechały dwa zastępy ludzi, czyli dziewięciu mężczyzn i dwa samochody ze specjalistycznym sprzętem. Na miejscu, po rozpoznaniu sytuacji strażacy przystąpili do akcji ratunkowej.
Strażak Jakub Przanowski, ubrany w wodny kombinezon, używając tzw. deski lodowej, czyli specjalnych sań wypornościowych zabezpieczających przed utonięciem, sunął po lodzie w stronę zwierzęcia. Po ciężarem sań i człowieka lód zaczął się kruszyć. Strażak musiał użyć czekanu. Wbijając go w dno dotarł bez przeszkód do zaklinowanego zwierzęcia.
– Jakub Przanowski podjechał do sarny, złapał ją za głowę i ciągnął po tym załamanym lodzie do brzegu – opowiada dyżurny, który również brał udział w akcji i ciągnął za liny, które przymocowane były do sań.
Zwierzę nie stawiało oporu. Było bardzo spokojne, jakby zrezygnowane. Na brzegu okazało się, że przemarznięte zwierzątko to mały koziołek.
– To były chyba ostatnie chwile jego życia – tłumaczy dyżurny. – Tak bardzo był wycieńczony.
Po ewakuowaniu koziołka na brzeg, strażacy owinęli go kocem i zapakowali do samochodu. Zapadła decyzja o szybkim transporcie zwierzęcia do pobliskiej remizy przy ulicy M. Boguckiego 98.
Dyżurny skonsultował się też z Miejskim Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku.
– Rozmawiałem ze specjalistą zajmującym się dzikimi zwierzętami w mieście, który tłumaczył nam, że jeśli sarna nie jest pokaleczona i nie ma złamań, to najlepiej ją ogrzać i odwieźć w niedalekie wypadku miejsce. To było raczej polne, nie leśne zwierzę.
Sarna ogrzana i wysuszona została więc wypuszczona w niedalekim sąsiedztwie miejsca, w którym wpadła do lodowatej rzeki. Cała akcja ratunkowa trwała około dwóch godzin.
– Kiedy ją wypuszczaliśmy była trochę osłupiała, to jednak dzikie zwierzę. Ale postała chwilę i ruszyła przed siebie. Powinna przeżyć. To była nietypowa dla nas akcja, chociaż nie pierwsza. Już ratowaliśmy zwierzęta, kiedyś podjęliśmy psa z lodu. Jesteśmy bardzo zadowoleni, to nasz sukces. Nie patrzmy czy to człowiek, czy zwierzę – liczy się żywa istota.
“Na słowa uznania zasługuje druh Jakub Przanowski, za szybko podjęte działania w tych niesprzyjających warunkach przyrody” – piszą na swoim profilu FB członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej Gdańsk Świbno.