W poniedziałek w Senacie odbyło się posiedzenie Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej pod hasłem „Wielokadencyjność organów wykonawczych gmin”. Zwołał je senator Zygmunt Frankiewicz, przewodniczący senackiego koła Niezależni i Samorządni oraz prezydent Gliwic w latach 1993-2019.
Politycy tworzący obecną koalicję od 2017 r. krytykują proponowane wówczas przez PiS zmiany ograniczające liczbę kadencji dla włodarzy gmin i miast do dwóch. Od zmiany władzy minął już prawie rok, a część pochodzących z samorządu polityków koalicji próbuje wywrzeć presję na rząd, by dwukadencyjność odesłać w niepamięć.
Jacek Karnowski, obecnie poseł KO, wiceminister funduszy, a w przeszłości wieloletni prezydent Sopotu, domagał się zniesienia limitu kadencji i ponownego skrócenia jej z pięciu do czterech lat, twierdząc, że to mieszkańcy powinni decydować, kiedy włodarz powinien zakończyć urzędowanie. Były prezydent Sopotu wskazywał także niekonstytucyjność dwukadencyjności. W podobnym tonie wypowiadali się m.in. senator Andrzej Dziuba, były prezydent Tychów oraz senator Wadim Tyszkiewicz, były prezydent Nowej Soli.
Marian Banaś, prezes NIK, wyraził mniej entuzjastyczne zdanie wobec samorządowców. Wymienił kilka przykładów nadużyć, które występują w samorządach, jak funkcjonowanie włodarzy jako głównych pracodawców w gminach. Zdaniem Banasia może to prowadzić do tworzenia sieci zależności, nad którymi kontrolę sprawuje wójt lub burmistrz. Umacnia to jego lokalną pozycję, może podporządkowywać lokalne małe media oraz tym samym eliminuje alternatywy dla ekipy włodarza.
Senator Zygmunt Frankiewicz na początku posiedzenia mówił m.in. o kryzysie przywództwa oraz o braku większej liczby liderów w społecznościach lokalnych, co, jego zdaniem, może powodować trudności przy szukaniu kandydatów na wójta lub burmistrza, gdy urzędujący włodarz zakończy drugą a zarazem ostatnią kadencję. Twierdził, że wtedy to partie polityczne mogą mieć większy wpływ na podaż kandydatów w takich gminach.
Warto też dodać do tego co mówił senator jeszcze dwa aspekty, pierwszy: postać samego kandydata. Dla osoby kandydującej na urząd wójta/burmistrza/ prezydenta miasta możliwość tylko dwukrotnego startu oznacza wyjście z rynku pracy na 10 lat. Powrót zaś do poprzedniego zajęcia będzie trudny, jeśli nie niemożliwy. I niewielu wartościowych i ambitnych ludzi będzie chętnych by porzucić karierę zawodową na rzecz samorządowej. I w to miejsce przyjdą ludzie np. młodzi, bez żadnego doświadczenia w pracy samorządowej. I to oznacza z kolei, że pierwszą kadencję będą się uczyć jak działa samorząd – a to z kolei oznacza stratę kilku dla rozwoju miasta czy gminy.
Temat dwukadencyjności pozostaje otwarty.