środa, 1 maja, 2024

Proszę państwa, wysoki sądzie oto Znachor.

Proszę państwa, wysoki sądzie… proszę zanotować: Oficjalnie chwalę Netfliksa. Bałam się tej premiery po pogardliwej masakrze na materiale źródłowym popełnionej na Panu Samochodziku. Tymczasem „Znachor” daje radę. Nie próbuje naśladować filmu Hoffmana z 1982 roku, a wytycza własną ścieżkę interpretacji tej historii, rozkładając całkiem inaczej akcenty.

Melodramat (choć nie jest mi specjalnie miły) kostiumowy zrealizowany z ogromną starannością i poszanowaniem materiału źródłowego (szczególnie od Netfliksa) to dziś rzadkość, spieszmy się zatem cieszyć. Przyznaję, obejrzałam z przyjemnością.

Od strony nieinteresującej nikogo, czyli technicznej: jest to pierwszy polski film od dłuższego czasu, który został bardzo dobrze udźwiękowiony. Muzyka nie zagłusza dźwięków tła, tło nie zagłusza dialogów, muzyka nie zagłusza dialogów. Wszystko można zrozumieć. Dobrze ustawione suwaki robią robotę. Paweł Lucewicz skomponował znakomitą ścieżkę dźwiękową, mam nadzieję, że wkrótce będzie dostępna – z przyjemnością dopisuję to nazwisko do katalogu ŚLEDŹ CO NOWEGO ZROBIŁ. Operator, Tomasz Augustynek, wykonał porządną robotę, doceniam te zdjęcia, które sprawiają wrażenia kręconych z ręki. Oświetleniowiec też (co w polskim kinie jest dużą rzadkością) spisał się na medal. Tyle technikalia.

W realizacji filmów kostiumowych ważne są trzy rzeczy. Pieniądze, pieniądze i pieniądze. W skrócie, jeśli coś w filmie ma wyglądać, musi kosztować. A tu czuć piniądz na każdym kadrze. Scenograf przeszedł sam siebie, wszędzie widać dbałość o szczegół – czy to w wnętrzach pałacowych, czy w oborze. ubrania, naczynia, sprzęt medyczny, autka, dorożki. Trochę ten sobór Aleksandra Newskiego w Warszawie taki pocztówkowy, ale poza tym jest po prostu pięknie (Muzeum Wsi Lubelskiej daje radę znakomicie). Chodziłam po tych samych chałupach rok temu w wakacje 🙂

Czy Leszek Lichota udźwignął rolę? TAK, zdecydowanie, i jest go z tym filmie za mało, powiedziałabym. Czy Maria Kowalska godnie zastąpiła Annę Dymną? Tu mam kłopot. Z oczywistych powodów Anny Dymnej nie da się zastąpić. To ikona polskiego kina lat 80. Ale nowa Marysia ma swój urok, co trzeba oddać. Może jest jej kapkę za dużo, może jest za bardzo współczesna, ale da się ją polubić. Niestety panicz Leszek, jak na moje standardy jest za mało paniczowaty, Tomasz Stockinger bije go na głowę. Hrabina (w tej roli Izabela Kuna) taka mało przekonująca w swojej wyniosłości aż do przesady, hrabia bezpłciowy. Życie zaś i żywioł płonie na wsi, wśród chłopstwa, gęsi i kur. Tam są autentyczne postaci, takie z krwi i kości. Ładnie Michał Gazda rozwinął wątek Zosi i Antoniego, i Dobranieckiego oczywiście – nie kradnąc Piotrowi Fronczewskiemu tej legendarnej sceny w sądzie.

Film ogląda się z przyjemnością. Polecam!

Kłaniam się.

Zobacz również: