Gdańska Fundacja Pomocy Zwierzętom Koty Spod Bloku powstała dzięki oddolnej inicjatywie kilkorga wolontariuszy, którzy starali się ulżyć kociej doli na ulicach i podwórkach Gdańska. Głównym celem organizacji jest ograniczanie kociej bezdomności – kastrują dorosłe koty wolno bytujące. Oprócz tego leczą, ratują z bardzo nieciekawych sytuacji i szukają domów kociętom, kotom oswojonym i takim, które poprzedni dom straciły.
Jako grupa wolontariacka działają od 2017 roku. W lipcu 2020 roku postawili wszystko na jedną kartę. Wynajęli budynek na szpitalik i kociarnię, w której koty mogą czekać na adopcję. Fundacja została zarejestrowana w grudniu 2020 roku.
W kwietniu ubiegłego roku rozpoczęły się kłopoty pani Agaty – prezes Fundacji. A poszło o koty spod jednego z wrzeszczańskich domów, dokarmiane przez lokalnych aktywistów. W telegraficznym skrócie: pani Agata udała się na miejsce interwencji, znalazła kociaki w fatalnym stanie i zrobiła to co zwykle – czyli postarała się o opiekę weterynaryjną dla zwierząt i poprawę ich warunków bytowania. Jej działalność spotkała się z agresją ze strony osób karmiących rzeczone koty, usiłujących przekonać wszystkich, że samo karmienie starczy a kastracja i odławianie to bestialstwo. Sprawa znalazła swój finał na policji i w sądzie.
„Karmiciele próbowali wedrzeć się do mieszkania wolontariuszki, a potem składali wielokrotnie zgłoszenia na policję – próbowali dowieść, że kastracja czy odłowienie kotów to znęcanie się nad nimi. Ostatecznie próbowali dowieść, że łamiemy swoją działalnością ustawę o ochronie zwierząt, bo nie zawozimy kotów do schroniska”- czytamy na profilu facebookowym Fundacji.
Wczoraj zapadł wyrok w tej sprawie. Sąd uznał winę wolontariuszki. Decyzja sądu wywołała oburzenie wśród lokalnych aktywistów dbających o dobrostan kotów wolnobytujących w Gdańsku, niedowierzających w sądowe rozstrzygnięcie. Wiele osób deklaruje swoją pomoc dla pani Agaty. Mamy nadzieję, że sprawa zakończy się pomyślnie.