„Godzilla Minus One” to chyba największe moje filmowe zaskoczenie mijającego roku i jedna z najlepszych produkcji science-fiction 2023. Nie, nie zwariowałam. Japoński film o wielkim jaszczurze uważam za świetne kino. Japońscy twórcy udowodnili bowiem hollywoodzkim filmowcom, że ładowanie w obrazek bimbalonów monet, wielkiego CGI nie jest potrzebne, aby stworzyć film spektakularny, wciągający fabularnie i przejmujący.
Uspokajam, Godzilla to nie chłop w gumowym kostiumie, wygląda bardzo zacnie. Wytwórnia Toho stworzyła film rozsądnie wyważony, nawiązujący do japońskiej historii i kultury. No bo skąd takie zamiłowanie Japończyków do potworów, które demolują im pół wyspy wychodząc na przechadzkę z głębiny morskiej? No z kultury oswajania strachu. W miejscu, które ciągle się trzęsie (bo tektonika), gdzie zdarzają się tsunami, tajfuny, katastrofy jądrowe, gdzie spadły dwie bomby atomowe, człowiek musi oswajać strach przed katastrofą, na którą nie ma wpływu i wobec której jest bezradny. „Godzilla Minus One” sięga do korzeni króla potworów, jak również umiejętnie czerpie z zachodnich blockbusterów.
Co ważniejsze, ten film potrafiłaby się obronić nawet bez ukazania Godzilli. Poważnie. Ma ŚWIETNY scenariusz, opowiada piękną historię przy pomocy pogłębionych postaci, może ciut za mocno zagranych wg japońskiej szkoły ekspresji, ale to nic. Czy jest to najlepszy film o Godzilli w historii kina? Dla mnie tak.
Takashi Yamazaki osadził historię w latach powojennych, gdy zdemolowana Japonia próbuje się podnieść. Bohaterami filmu są pilot Kamikaze, który przeżył (więc już na dzień dobry chłop ma deficyt honoru) i kobieta wychowująca przygarniętą sierotę. Mamy dość czasu ekranowego aby ich polubić, zrozumieć motywacje ich działania. To jest rzadkie w dzisiejszym kinie, szczególnie w produkcjach zachodnich, gdzie bohaterowie są antypatyczni i raczej odrzucają niż dają się lubić. Coś mi mówi, że wrócę do kina azjatyckiego, które porzuciłam naście lat temu. Film od początku do końca ma japońską obsadę i twórców. Kosztował 15 milionów dolarów (!!!), bije na głowę wszystkie amerykańskie naćkane efektami turbospecjalnymi wydmuszki. Warto. Polecam na Święta.
Króluj Godzillo. WRAR!
Jako, że król potworów kończy wkrótce 70-tkę AppleTV wypuściło serial za miliony „Monarch: Dziedzictwo potworów”. Ale odradzam. Po czterech odcinkach nadal nie wiem o co chodzi w tym serialu. No i niezawodny Hollywood na przyszły rok szykuje jakiś efekciarski film przygodowy z Godzillą i Kongiem. Przypuszczam, że odpuszczę. „Godzilla Minus One” wyczerpał moją potrzebę konfrontacji z kinowym potworem na kilka najbliższych lat i więcej mi nie trzeba.